Na zakończenie urlopu dla rozluźnienia lekki marszyk po ukochanych Beskidach.
Niecałe 27 km, 8 h 40 min.
Dzień pierwszy, lekki deszczyk towarzyszy nam prawie od początku pozwalając odetchnąć od upałów i nadając krajobrazowi (o ile mgła pozwalała) nieco nostalgii.
Dzień drugi przyniósł pogorszenie pogody i podniosły nastrój dnia poprzedniego zastąpił kiczowaty poranek.
Znużony obserwowaniem wyłaniających się z morza mgieł szczytów odległych Tatr
Zdemontowanie obiektywu przebiegło bezproblemowo niestety ten drugi jakoś nie chciał się "odnaleźć" w korpusie aparatu.
Zamontowałem powtórnie poprzedni, OK, zdemontowałem i powtórnie spróbowałem z nowym ...i tak kilka razy do czasu kiedy poczułem że.....
jestem obserwowany !!!.
Trzymając się nieco z tyłu (pewnie żeby nie przeszkadzać;-) moje poczynania obserwował ciekawski futrzak.
W jednej ręce zdemontowany zoom, w drugiej gotowa do założenia stałka, aparat z dziurą na obiektyw na statywie a metr ode mnie ziewający lisek. Cóż, i tak bywa :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz